Jesień w tym roku pojawiła się wcześnie, niestety jest ona bardziej „syfiasta, nie złota”. Człowiek wychodzi z domu – ciemno, wraca do domu – też ciemno.
Na długie jesienne wieczory najlepszą alternatywą jest dla mnie kubek dobrej herbaty, lub pysznego kakao i oczywiście świetna lektura. Niestety obowiązki i chroniczny brak czasu powodują, że po lekturę sięgam jedynie w autobusie. Dla tych wszystkich, którzy podobnie jak ja chcieliby zasiąść w fotelu z aromatycznym napojem i dobrą książką ale uczynić tego nie mogą, mam pewną alternatywę. Poniżej zamieszczam wiersze autorstwa Agnieszki Kołodziejczak – kobiety wszechstronnej.
Agnieszka to?
Dobre pytanie. W zasadzie na każdą literę alfabetu można znaleźć słowo doskonale pasujące do Agnieszki.
A jak artystka,
D jak doktorantka,
F jak filozof,
M jak malarka,
S jak stypendystka,
P jak pisarka,
T jak temperamentna babka.
Agnieszka Kołodziejczak
***
Głucha przez duże G
Czy głucha przez małe g?
To pytanie o tożsamość
Nie ma odpowiedzi
A może i jest odpowiedź:
Ani to
Ani tamto.
Jedynie droga pomiędzy
Jak własna wymyślona litera.
Ani mała
Ani duża.
Swoiste pseudo życia.
***
Głowa lalki przenika na wskroś
Bielą maski.
Ułożone z białych liter
Hasło me ok
Drży stalową ironią
Głupio mądrego losu.
***
Trzy kawałki, przerwa.
Sztywna staromodność
Tańczy pod rękę ze starością.
Czeka lampka niedrogiego wina.
Trzy kawałki, przerwa.
Tanie zwykłe szkło
Odkrywa siłę
Utraconych młodości złudzeń.
***
Wszelka filozofia,
Wszelka myśl odchodzi.
Zamyka za sobą
Białe ciężkie drzwi.
Odchodzi gdzieś
(Wszystko jedno gdzie,
Wszystko jedno w jakim mieście)
Na rondo oczekiwań
Na rondo wątpliwości.
Bolesna fizjologia głaszcze,
Ciężko wzdycha,
Kręci kółka palcem,
Ściąga wytrzymałości gorset,
Aż zostają tylko
Sznurki bezradności.
***
W kącie leży szary plecak czasu.
Rzucam ukradkiem,
kątem oka bezradne spojrzenie.
Wiem czego on chce.
Nie chcę słyszeć pytania: no kiedy wreszcie?
Jeszcze nie teraz.
Jeszcze nie czas.
***
Ma historia bólem się zaczyna.
Spojrzenie: tak, tak,
Jestem przytomna.
Ból szeleści,
Pisze na cielesnym pergaminie
Mówi o czymś,
Czego się nie chciało.
***
Stoję na środku ulicy.
Pusto,
Nie ma ludzi.
Jedynie przemyka się
Jakiś zabłąkany pies.
Ogarnia bezradność
Wobec czegoś,
Co zdaje się być nie do przejścia.
Czuję jak w potrzasku,
Chcę postąpić kroku.
Nie mogę.
Nie ma jak i skąd wyjść.
Pusta ulica
Ludzi brak
***
Mała dziewczynka
Gdzieś tam,
Na pewnym dworcu,
W poczekalni.
Blond spojrzenie,
Niewidzące wokół.
W oczach mały plastikowy miś,
Kolorowa ręka..
Pełno oczu naokoło,
A ona ta mała dziewczynka
I jej własny na oko sześcioletni świat
Owinięty kocem,
Pełny amuletów i zabawek
Zamyka się we własnym kręgu
Obcym oczom umknięty.
***
Cierpliwość znikła,
serce brzmi jak pusty gliniany dzwon.
Obojętność wdziera się
Ciężkimi kroplami żalu.
Zegar tyka.
Na stole bilet.
Może i jakiś list:
No wiesz, kochanie
Ce de nastąpi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz